16.07.2005 :: 22:30
4-ty dzień..-Znów łazenie w kółko...tym razem ze spuchniętym palcem..W koncu stanelo na niego ponad 900 kg.
5-ty dzień..Już troche lepiej..jechalam konno do turawy..jechało sie swietnie ale..po drodze do głowki przychodzą myśli.."fajnie by było pojechać w teren z Nim" albo "jak On wróci to mu to pokarze te okolice"..W tym samym dniu 1-wszy raz zagalopowałam..i znów myśl..że wolałabym z Nim..ale i tak ponoć 1-wszy raz jest niezapomniany i ciesze sie ze wkoncu Radek spełnił moje marzenie
6-ty dzień..Nasze (moje i Marcina-wiadomo) pół roczku Z Nim czas szybko mija ..potem tęsknota za moim Skarbem i znów galop w terenie
7-my dzień..Kiedy karmiłam konie one zaczeły sie płoszyc nawzajem, w momencie, kiedy ja byłam w zagrodzie..Arcza (klacz) pogoniona przez Vimene (2-ga klacz) wpadła na mnie, i pchając mnie prosto na derwnianą barierke podskoczyła..i znów zaryła o mnie..Skończyło sie to na szczescie jedynie wielkimi zadrapaniami i ogromnymi siniakami..Ale byłam dzielna bo, weszłam tam 2-gi raz z rozwalonym biodrem, przynosząc im kolejną porcje siana...